Nawet okazjonalni Czytelnicy mojego bloga z pewnością zdążyli już się zorientować, że obserwowalny od początku miesiąca tajemniczy zalew (głównie technicznych) wpisów jest związany z moim udziałem w programistyczno-blogerskim konkursie Daj się poznać. Dla rozluźnienia atmosfery, w tym przedświątecznym wpisie chciałabym podsumować swoje dotychczasowe wrażenia.
1. Aaaa! Dwa wpisy w tygodniu to za dużo.
Dla czytelników, jak i dla pisarzy.
Wydaje mi się, że “siedząc w domu” na urlopie macierzyńskim (przy innej okazji możemy porozmawiać o tym, ile dokładnie ma to wspólnego z siedzeniem), w tygodniu mam miej więcej tyle samo czasu, co wtedy, kiedy chodziłam na 8-9 godzin do pracy. Dokładając do tego normalnie życie, inne hobby (dowiedziałam się o konkursie krótko po tym, jak zapisałam się na dość intensywny kurs pisarski, o czym pewnie jeszcze wspomnę)… Siadam do projektu obowiązkowe dwa, czasem trzy razy w tygodniu i za każdym razem panikuję, czy wydarzy się coś wartego opowiedzenia.
Cierpię także jako czytelnik cudzych blogów. Konkurs generuje masę cudnych treści (o tym poniżej), z których konsumpcją nie jestem w stanie nadążyć. Zakładam jednak, że większość z nich zostanie w tak zwanej blogosferze i później nadrobię sobie zaległości.
2. Ile ludzi! Ile fajnych projektów!
Maciejowi (pomysłodawcy i organizatorowi konkursu) należą się ogromne brawa za skłonienie takiej masy ludzi do wyjścia ze swoich norek i dzielenia się wiedzą – oraz osobowością. Jestem bardzo ciekawa, ile blogów pozostanie aktywnych po konkursie. Szczerze kibicuję przynajmniej kilku z nich, nawet jeśli, jak wspomniałam powyżej, na razie niespecjalnie nadążam z konsumpcją treści.
3. Ile ludzi! A ile wśród nich… kobiet?
Na stronie z uczestnikami doliczyłam się 296 osób. Imion żeńskich mamy 22 (zakładając, że “Dziewczyna” to również imię żeńskie), co daje nieco ponad 7%. Mało. A z drugiej strony to aż 22 Polki z technicznymi blogami!
4. Slack: doprawdy, za mało mam przeszkadzaczy…
Wśród atrakcji konkursowych pojawił się Slack (“ty nowinkarzu” powiedział na wieść o tym mój mąż). Na kilku konkursowych kanałach toczą się zażarte dyskusje. Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia. Z jednej strony sporo tam wartościowego materiału. Z drugiej, przecież ja staram się z całej siły walczyć z odciągaczami uwagi, zwłaszcza tymi, które chcą wyświetlać powiadomienia na moim ekranie! Ostatecznie zaglądam tam maksymalnie raz dziennie, widzę końcówkę dyskusji i czuję się jak nastolatka, którą przez surowych rodziców omija fajna impreza. No trudno.
5. +100 do motywacji.
Zapisując się na konkurs, szukałam przede wszystkim motywacji. Ten cel uznaję, póki co, za zrealizowany. Jeśli chodzi o moje konkursowe podcele, wystawiam sobie następujące oceny:
- Blogowanie: 100%. Trzymam się konkursowych wymogów i póki co nie wstydzę się żadnego wpisu 🙂
- Nauka: 90%. O wiele lepiej ogarniam Gita, zaczynam poruszać się w świecie Spring Boot. Poznałam nowy silnik szablonów, Thymeleaf. Jest dobrze, chociaż chciałabym dokładniej zagłębić się w te zagadnienia.
- Kodowanie: 70%. Blogowanie zżera mi za dużo czasu 🙂 Ale coś się na moim GitHubie dzieje, zatem mamy nieskończenie wielki skok z zera do czegoś namacalnego.
6. Nowi goście na moim blogu
Od kiedy zaczęłam się udzielać konkursowo, na moim blogu (i jego facebookowym fanpage’u) pojawia się więcej komentarzy osób, których nie znam osobiście. Dziękują lub doradzają. To ogromnie budujące. Wzrosła też codzienna liczba wejść na mojego bloga.
7. Starzy goście na moim blogu
Ciągle boję się, że przez zalew technikaliów odejdą ode mnie czytelnicy szukający tu tematów ogólniejszych. Jedyne co mogę zrobić, to obiecać im (Wam) większą różnorodność w przyszłości. Osobą szczególnie poszkodowaną jest mój nauczyciel z kursu pisarskiego, któremu powiedziałam, że staram się na informatycznym blogu uprawiać storytelling. No cóż, ostatnio niezbyt wychodzi. A ja naprawdę lubię pisać, tak po prostu i po polsku 🙂
8. Organizacja konkursu: zbawienne dwa tygodnie przerwy
Jestem bardzo wdzięczna za przewidziane przez regulamin dwa tygodnie przerwy. Konkurs trwa 12 tygodni, blogować trzeba przez 10. W przyszłym tygodniu czeka mnie operacja nadgarstka. Na parę dni rozstanę się z klawiaturą.
Co takiego stało się z moim nadgarstkiem? Otóż ani to (tym razem) cieśń nadgarstka, ani nawet podnoszenie wierzgających 6 kilo. Uparłam się, że wniosę z mężem na piętro zawadzający mi stół z litego drewna. Przedsięwzięcie to trwało około 3 nieprzyjemnych minut i wystarczyło do spowodowania trwałego uszczerbku w postaci zespołu de Quervaina. Ludzie, szanujcie swoje coraz starsze ciała. Dobrze Wam radzę.

9. Organizacja konkursu: przedwcześnie odkryłam karty
Udział w konkursie wymagał ode mnie poniesienia pewnych kosztów psychicznych. Musiałam wymyślić jakiś projekt. Bałam się, że będzie durny i niewystarczający. Nie potrafiłam przewidzieć, z czym wystąpią inni uczestnicy. Dlatego poczułam się zrobiona w balona, kiedy rejestracja została przedłużona o dwa tygodnie, a zgłoszone wcześniej aplikacje zostały już ujawnione.
10. Organizacja konkursu: wolę merytokrację
Z zasady nie biorę udziału w konkursach, w których o zwycięstwie decyduje liczba polubień. Zdecydowanie wolę konkursy z jury. W tym wypadku nie sprawdziłam zawczasu – szukałam motywacji, nie nagród. W końcu jednak zainteresował mnie sposób wyłaniania zwycięzców. Wyczytałam tyle: “Uczestnicy i Społeczność (Obserwatorzy) dostaną ankietę do wytypowania swoich ulubieńców. Wpływ na to będą mieli również Sponsorzy oferujący swoje dedykowane nagrody. Ja jako Organizator będę interweniował w przypadkach konfliktów/niejasności.” A więc kliki 🙂 No trudno.
Jestem ciekawa wrażeń innych uczestników. Na szczęście łatwo podejrzeć ich posty, może ktoś coś na ten temat napisze 🙂
PS. Blog Macieja zaczęłam obserwować niedługo przed ogłoszeniem konkursu. Ostatnio mam wrażenie, że dzieje się na nim trochę mniej. Czyżby pochłonęła go lektura wpisów prawie 300 podopiecznych? 🙂
PS2. A jak już jesteśmy przy konkursach i nagrodach, to pochwalę się zdobytym w ubiegły weekend medalem. Przebiegłam Maniacką Dziesiątkę! Zajęłam miejsce ok. 4300 na 5000 i jestem z siebie BARDZO dumna. Pomógł mi pan w stroju lisa, który biegł przede mną i utrzymywał równe, rekreacyjne tempo.
